Ostatniej nocy widziałem cię w moich snach,
od tej pory nie mogę się doczekać zasnąć ponownie.
MELISSA
- Nareszcie w domu! - powiedziałam do siebie, kiedy samolot wylądował.
Cztery godziny w samolocie z facetem gadającym po japońsku (?), nie były przyjemne. Wiedziałam, że ten koszmar skończy się, kiedy wrócę do domciu i zdrzemnę się we własnym łóżeczku. Nie cierpiałam mieszkać w internacie i poniekąd nienawidziłam swoich rodziców za to, że mnie tam wysłali. Wyszłam z samolotu i szybko odnalazłam swoją zieloną walizkę. Miałam nadzieję, że mój "kochany" brat już się zjawił, ponieważ nie miałam w planach marznąć na lotnisku. Jest! Miał sporo szczęścia, dopadłabym go!
- STEFAN! - krzyknęłam i podbiegłam do niego jak oszalała.
- Moja Meli! - uściskał mnie.
Czułam się wspaniale, mimo że często mnie wkurzał cieszyłam się, że w końcu mogę być przy nim. Wspierać go w tym co robi! Czym się tak bardzo zachwycałam. Chciałabym być taka jak on, jednak rodzice powiedzieli stanowcze NIE.
- Jak podróż? - zapytał.
- Nie pytaj - przypomniałam sobie Japończyka.
Stefan tylko się zaśmiał. Jadąc do domu podziwiałam piękne góry, za którymi tak się stęskniłam. A co było w Anglii? No nic! Tylko deszcz, deszcz, deszcz nawet latem. W sumie to mało się zmieniło przez te trzy lata w Innsbrucku. Kraft był jakiś nieobecny. Nie wiedziałam czy mogłam zapytać, ponieważ długo mnie nie było, więc wolałam odpuścić.
- Ach! W końcu w domu! - uśmiechnęłam się widząc drewniany budynek.
- Biegnij do rodziców, bo oni już tam umierają z tęsknoty - powiedział i wziął moje walizki.
Tak też zrobiłam, pobiegłam jak najprędzej do domu. Nie mogłam się doczekać!
- Mamo! Tato! - krzyknęłam.
Z kuchni wyszła mama. Podbiegłam do niej i ją uściskałam. Miała łzy w oczach. Tak, te szczęścia.
- Tato! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam mężczyznę schodzącego ze schodów.
W końcu mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
- Jak podróż? - tym razem zapytał tata.
Ja tylko przewróciłam oczami, co nie umknęło uwadze mojej mamy, która szybko zmieniła temat.
- Oj przestań to głodne dziecko wypytywać. Mam dla ciebie twoje ulubione naleśniki. Siadaj i jedz - wskazała na stół.
- Jak ja uwielbiam wracać do domu - powiedziałam i usiadłam.
Byłam tak głodna, że chyba wsunęłam je w pięć minut. Naprawdę były przepyszne! Oblizałam usta i usiadłam przed telewizorem.
- No, a ze swoim ukochanym bratem to już się nie podzieliłaś - udał obrażonego.
- Nie zasłużyłeś.
- Ja? A kto cię z lotniska odebrał?!
- Cicho!
- To co? Może zagramy w Fifę? I kto przegra robi pierogi!
Hahaha i co panie Kraft? Myśli pan, że się panu uda? Nie tak prędko!
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Zaskoczenie Stefana było naprawdę zabawne. Nigdy nie lubiłam grać w Fifę, bo zawsze przegrywałam. Jednak w Londynie każdy w to grał, więc wypadło się nauczyć.
Już po pięciu minutach wygrywałam z nim dwoma punktami. Byłam dumna! Jednak najbardziej cieszyłam się z tego, że zjem pierogi.
- Robisz pierogi! - krzyknęłam, a on tylko pokręcił głową. - Idę się rozpakować - powiedziałam i udałam się na górę.
GREGOR
To wszystko było jakieś chore, nie mogłem już słuchać tego lamentowania Sandry, która tylko planowała nasz ślub, przyszłość i te inne. Przecież teraz muszę się skupić na skokach, zawaliłem ostatni sezon. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Myślałem, ze to z powodu mojej dziewczyny, że nam się nie układa, dlatego postanowiłem się zaręczyć, ale to nic nie dało.
- Hej Kraft, jestem w pobliżu twojego domu. Spotkamy się? - zapytałem.
- Zaraz będę - powiedział i zakończył połączenie.
Szedłem w stronę domu mojego przyjaciela, musiałem to wszystko przemyśleć, poukładać. Może powinienem zakończyć karierę? Teraz to wszystko mnie męczy.
Zobaczyłem go, szedł ze spuszczoną głową. Wiedziałem już, że nie tylko mnie coś gnębi.
- Stary, co jest? - uścisnąłem jego dłoń.
- Szkoda gadać, a u ciebie? Kłopoty z Sandrą?
- Tak i nie tylko. Wiesz jak jest...
- Nie wiem co mam ci powiedzieć...
- Dzięki na ciebie zawsze można liczyć - spojrzałem na niego.
- No sorry.
- Każdy tak mówi: "Nie wiem co powiedzieć" nawet nasza wspaniała pani psycholog.
- Wiesz co mi się wydaje? Że ty potrzebujesz kobiety.
- No przecież mam Sandrę. Świata po za nią nie widzę.
- Tak? Gdybyś świata po za nią nie widział, to byś skakał. Potrzebujesz kobiety, która będzie cię wspierać, pomagać w każdej chwili, rozumiesz?
Naszą życiową rozmowę przerwała nadbiegająca dziewczyna.
- Cześć brat, hej Gregor - uśmiechnęła się i pobiegła dalej.
- I tak zaraz padniesz! - krzyknął za nią.
Zastanawiałem się kto to mógł być.
- Kto to? - zapytałem.
- Jak to kto to? To moja sis - zaśmiał się.
- To ona? Przecież nie dawno była taka malutka.
- Widzisz Gregor... Ludzie dorastają. A wracając do tematu...
- Nie chcę już o tym rozmawiać, mam dość - powiedziałem szybko. - Opowiadaj co u ciebie i gdzie na wakacje się wybierasz.
Kraft coś tam gadał i gadał. Nie słuchałem go, miałem przed oczami dziewczynę. Bił od niej blask. Wiem, że to może wydawać się śmieszne, ale nie potrafię tego inaczej ująć.
Och, opanuj się Schlieri! To siostra twojego kumpla.
Na dodatek dużo młodsza.
Nic, nie dało. Wróciłem do domu. Sandry nie było, pewnie chodziła po jakiś galeriach. Szkoda tylko, że nie potrafiła dobrać nic sensownego. Nie to, żebym był jakimś znawcom mody czy coś, ale proszę każdy facet zauważyłby, że coś jest nie tak. Ale w końcu nie kocha się ze względu na ubiór czy wygląd (podobno). No więc? Dlaczego, ja tak bardzo pragnę Sandry?
___________
Nie mamy prologu, ale za to jest pierwszy rozdział, w którym wszystko się zaczyna. Mam nadzieję, że spodoba wam się moje opowiadanie.
Buziaki :*
CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
- Nareszcie w domu! - powiedziałam do siebie, kiedy samolot wylądował.
Cztery godziny w samolocie z facetem gadającym po japońsku (?), nie były przyjemne. Wiedziałam, że ten koszmar skończy się, kiedy wrócę do domciu i zdrzemnę się we własnym łóżeczku. Nie cierpiałam mieszkać w internacie i poniekąd nienawidziłam swoich rodziców za to, że mnie tam wysłali. Wyszłam z samolotu i szybko odnalazłam swoją zieloną walizkę. Miałam nadzieję, że mój "kochany" brat już się zjawił, ponieważ nie miałam w planach marznąć na lotnisku. Jest! Miał sporo szczęścia, dopadłabym go!
- STEFAN! - krzyknęłam i podbiegłam do niego jak oszalała.
- Moja Meli! - uściskał mnie.
Czułam się wspaniale, mimo że często mnie wkurzał cieszyłam się, że w końcu mogę być przy nim. Wspierać go w tym co robi! Czym się tak bardzo zachwycałam. Chciałabym być taka jak on, jednak rodzice powiedzieli stanowcze NIE.
- Jak podróż? - zapytał.
- Nie pytaj - przypomniałam sobie Japończyka.
Stefan tylko się zaśmiał. Jadąc do domu podziwiałam piękne góry, za którymi tak się stęskniłam. A co było w Anglii? No nic! Tylko deszcz, deszcz, deszcz nawet latem. W sumie to mało się zmieniło przez te trzy lata w Innsbrucku. Kraft był jakiś nieobecny. Nie wiedziałam czy mogłam zapytać, ponieważ długo mnie nie było, więc wolałam odpuścić.
- Ach! W końcu w domu! - uśmiechnęłam się widząc drewniany budynek.
- Biegnij do rodziców, bo oni już tam umierają z tęsknoty - powiedział i wziął moje walizki.
Tak też zrobiłam, pobiegłam jak najprędzej do domu. Nie mogłam się doczekać!
- Mamo! Tato! - krzyknęłam.
Z kuchni wyszła mama. Podbiegłam do niej i ją uściskałam. Miała łzy w oczach. Tak, te szczęścia.
- Tato! - krzyknęłam, kiedy zobaczyłam mężczyznę schodzącego ze schodów.
W końcu mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa.
- Jak podróż? - tym razem zapytał tata.
Ja tylko przewróciłam oczami, co nie umknęło uwadze mojej mamy, która szybko zmieniła temat.
- Oj przestań to głodne dziecko wypytywać. Mam dla ciebie twoje ulubione naleśniki. Siadaj i jedz - wskazała na stół.
- Jak ja uwielbiam wracać do domu - powiedziałam i usiadłam.
Byłam tak głodna, że chyba wsunęłam je w pięć minut. Naprawdę były przepyszne! Oblizałam usta i usiadłam przed telewizorem.
- No, a ze swoim ukochanym bratem to już się nie podzieliłaś - udał obrażonego.
- Nie zasłużyłeś.
- Ja? A kto cię z lotniska odebrał?!
- Cicho!
- To co? Może zagramy w Fifę? I kto przegra robi pierogi!
Hahaha i co panie Kraft? Myśli pan, że się panu uda? Nie tak prędko!
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Zaskoczenie Stefana było naprawdę zabawne. Nigdy nie lubiłam grać w Fifę, bo zawsze przegrywałam. Jednak w Londynie każdy w to grał, więc wypadło się nauczyć.
Już po pięciu minutach wygrywałam z nim dwoma punktami. Byłam dumna! Jednak najbardziej cieszyłam się z tego, że zjem pierogi.
- Robisz pierogi! - krzyknęłam, a on tylko pokręcił głową. - Idę się rozpakować - powiedziałam i udałam się na górę.
GREGOR
To wszystko było jakieś chore, nie mogłem już słuchać tego lamentowania Sandry, która tylko planowała nasz ślub, przyszłość i te inne. Przecież teraz muszę się skupić na skokach, zawaliłem ostatni sezon. Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Myślałem, ze to z powodu mojej dziewczyny, że nam się nie układa, dlatego postanowiłem się zaręczyć, ale to nic nie dało.
- Hej Kraft, jestem w pobliżu twojego domu. Spotkamy się? - zapytałem.
- Zaraz będę - powiedział i zakończył połączenie.
Szedłem w stronę domu mojego przyjaciela, musiałem to wszystko przemyśleć, poukładać. Może powinienem zakończyć karierę? Teraz to wszystko mnie męczy.
Zobaczyłem go, szedł ze spuszczoną głową. Wiedziałem już, że nie tylko mnie coś gnębi.
- Stary, co jest? - uścisnąłem jego dłoń.
- Szkoda gadać, a u ciebie? Kłopoty z Sandrą?
- Tak i nie tylko. Wiesz jak jest...
- Nie wiem co mam ci powiedzieć...
- Dzięki na ciebie zawsze można liczyć - spojrzałem na niego.
- No sorry.
- Każdy tak mówi: "Nie wiem co powiedzieć" nawet nasza wspaniała pani psycholog.
- Wiesz co mi się wydaje? Że ty potrzebujesz kobiety.
- No przecież mam Sandrę. Świata po za nią nie widzę.
- Tak? Gdybyś świata po za nią nie widział, to byś skakał. Potrzebujesz kobiety, która będzie cię wspierać, pomagać w każdej chwili, rozumiesz?
Naszą życiową rozmowę przerwała nadbiegająca dziewczyna.
- Cześć brat, hej Gregor - uśmiechnęła się i pobiegła dalej.
- I tak zaraz padniesz! - krzyknął za nią.
Zastanawiałem się kto to mógł być.
- Kto to? - zapytałem.
- Jak to kto to? To moja sis - zaśmiał się.
- To ona? Przecież nie dawno była taka malutka.
- Widzisz Gregor... Ludzie dorastają. A wracając do tematu...
- Nie chcę już o tym rozmawiać, mam dość - powiedziałem szybko. - Opowiadaj co u ciebie i gdzie na wakacje się wybierasz.
Kraft coś tam gadał i gadał. Nie słuchałem go, miałem przed oczami dziewczynę. Bił od niej blask. Wiem, że to może wydawać się śmieszne, ale nie potrafię tego inaczej ująć.
Och, opanuj się Schlieri! To siostra twojego kumpla.
Na dodatek dużo młodsza.
Nic, nie dało. Wróciłem do domu. Sandry nie było, pewnie chodziła po jakiś galeriach. Szkoda tylko, że nie potrafiła dobrać nic sensownego. Nie to, żebym był jakimś znawcom mody czy coś, ale proszę każdy facet zauważyłby, że coś jest nie tak. Ale w końcu nie kocha się ze względu na ubiór czy wygląd (podobno). No więc? Dlaczego, ja tak bardzo pragnę Sandry?
___________
Nie mamy prologu, ale za to jest pierwszy rozdział, w którym wszystko się zaczyna. Mam nadzieję, że spodoba wam się moje opowiadanie.
Buziaki :*
CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ